poniedziałek, 25 stycznia 2010

Cleaning out my closet

Anonimowy | 18:15
Czas na mój swoisty coming out. Wiem, że za to co zaraz napiszę czeka mnie fala drwin i brak akceptacji, a kto wie może i izolacja społeczne. Nie tak mnie wychowywano i nie wiem gdzie ja, albo środowisko, w którym dorastałem popełniło błąd, co sprawiło, że jestem "inny". Dość już jednak życia w kłamstwie i udawania, że jestem taki jak wszyscy "normalni" ludzie. Boję się pomyśleć z jakimi od dziś przyjdzie mi spotykać się spojrzeniami i drwiącymi uśmieszkami, a nawet zapewne i werbalnymi i niewerbalnymi ciosami. Ale trudno. Powiedziałem "A", powiem i "B". Otóż, jakkolwiek zatrważająco by to nie brzmiało, muszę się przyznać przed całym światem: lubię muzykę zespołu Coma. Chciałem tu zaznaczyć i podkreślić, że moja sympatia nie sięga aż tak daleko żeby akceptować teksty Piotra R. będącego za nie w tym łódzkim zespole odpowiedzialnym. Tak, potrafię oddzielić muzykę od grafomańskich tekstów Roguckiego, dzięki cudownemu talentowi, który posiadam, a który pozwala mi nie zwracać uwagi na tekst i traktować linię wokalną jako kolejny instrument. Dzięki temu nie przeszkadzają mi aż nadto "krzyczące herbaty", i wiele innych temu podobnych "klejnotów", które jestem w stanie nie tyle puścić Comowcą w niepamięć, co przykryć je w świadomości zasłoną milczenia.
Jest jednak coś, czego im darować nie mogę. Właściwie to lista jest odrobinę dłuższa niż tylko jedno "coś", ale już nie będę się rozpisywał o tym, jak panowie łodzianie zachowują się na swoich koncertach, gdzie ich wybujałe ego powinno mieć dla siebie osobną scenę. Najbardziej boli mnie to, że uwierzyli, że są tak wielcy i utalentowani jak starają się im wmówić wszelkie media. Panowie redaktorzy rozpływają się nad świetną muzyką(fajna jest, fakt) i wielowymiarowymi i nieszablonowymi tekstami(patrz casus "krzyczącej herbaty") jakimi raczą nas Piotruś i spółka. Tak powstał dwupłytowy(!) album "Hipertrofia". Mi osobiście od razu skojarzył się z "The Wall". Zanim pierwsze z Was rzuci kamień pozwólcie mi się wytłumaczyć. Otóż w żadnym razie nie chodzi mi o to, że jest pod względem artystycznym podobny do arcydzieła Pink Floyd, bo żeby wysnuwać takie wnioski musiałbym być niespełna rozumu i potrzebować pomocy przy wiązaniu sznurowadeł. Mam na myśli fakt, że Panowie postanowili stworzyć koncept album pełną gębą. Nie ograniczyli się do jednej tematyki utworów, czy też nawet stworzenia z nich spójnej historii. O nie, to by dla takich "artystów" było za mało. Oni musieli dodać wszelkie pokasływania i inne temu podobne dźwięki, które zapewne w ich napompowanych własną doskonałością i wyższością nad szarymi muzykami umysłach miały nadać albumowi "głębi" i podnieść jego wartość artystyczną. W rezultacie zaś dla osób, takich jak na przykład ja, które nie wielbią Comci za całokształt efekt finalny jest męczący jak sesja i asłuchalny jak pewien przedstawiciel sceny klubowej.
Niestety Comizacja postępuje. Wciąż nie brakuje gotowych płacić za oglądanie wątpliwej jakości popisów scenicznych Roguckiego i spółki na żywo. Do tego stopnia, że pewnie znowu wszędzie gdzie się pojawią spotkają się z kompletem publiczności. Co gorsza w przeciwności do mnie bywalcy takich spędów to przypadki kliniczne odbierające Comcię jako całość, czyli także teksty. Miejmy nadzieję, że ktoś w końcu zainteresuje się tym problemem, i że mimo powagi sytuacji media nie rozdmuchają tego do poziomu histerii towarzyszącej każdej kolejnej grypie pochodzenia zwierzęcego. Chodź musicie się ze mną zgodzić, że mamy tu do czynienia z problemem podobnego kalibru.

p.s. Swego czasu strasznie, jak to się kolokwialnie mówi, "darłem" z fanów Comci, kiedy Ci oburzali się na drących się na koncertach ich ukochanego zespołu ludzi, mających czelność kalać ich świętość okrzykami "kurwa mać, Coma grać"(nic tak nie poprawia humoru jak wizyta na oficjalnym forum Comci i poczytywanie "oświeconych" jego użytkowników). Jakiś czas później miałem do czynienia z jegomościem wydzierającym się w ten sposób na koncercie Neurosis i miałem ochotę powoli go rozczłonkowywać wpychając mu kolejne kończyny do gardła żeby się w końcu uciszył. Czuję się usprawiedliwiony, bo występ Neurosis nazwać po prostu koncertem, to tak jakby nazwać "Krzyk" Muncha fajnym obrazkiem. Nie da się porównać mistycznego wydarzenia jakim jest koncert Neurosis z występem Comci. To, nie tak że Comizacja u mnie postępuje. Prawda?

7 komentarzy:

  1. Właśnie.. Zdziwiło mnie troche, że tak przynam, twoje zauroczenie muzyką Comy. Z tego względu, że do tej pory pojmowałem cie jako degustatora postrocka.. Ale też chyba z powodu takiego, że (tak jak w większości podzielam twoj gust muzyczny) muzyka - w kontekscie jakim padła wypowiedz w Twojej notce - według mnie to jest największe zło w tej całej Comie. Z początku z zainteresowaniem przyglądałem się karierze tego zespołu jak i ich utworom. Nawet uzbierałem troche przesłuchanych traków na lastefemie.. Szkoda, ze nie mozna tego uzunąć ;) Po tym czasie stwierdzam, że JEDYNE co ciekawe w tym zespole, to głos Roguckiego. Barwa i sposób, w jaki on z jego siły korzysta. Z całym szacunkiem zazdroszcze facetowi jego wokalu. I tyle.. Muzyka kojarzy mi się z dziwną mieszanką grania Creed i czegoś co jest mniej czworokątnie melodyjne (niektóre utwory może nawet jak Opeth z Damnation <- nie bij;) ). Proste granie, czasami mocniejsze, czasami delikatne, a czasami urozmaicone wstawkami z 'Panem Małolepszym' czy perkusją z syntezatora.. Jakoś na mnie to nie działa.
    A może męczy mnie to, że wszyscy zachwycają się nimi? Sam nie wiem. Wiem, że dość mam Comy i ludzi, którzy non stop tego słuchaja, albo o nich mowia. Jest tyle ciekawych zespołów na polskiej scenie, które zasługują na słuchaczy i kariere bardziej niż oni, że szkoda mi na nich czasu. Chciałbym, żeby bylo wiecej ludzi otwartych na prawdziwie ciekawą muzykę.

    OdpowiedzUsuń
  2. nikt nie mowi ze nie mozesz lubić...kazdy ma prawo do wszystkiego
    tylko się nie dziw ze nie masz przyjaciół, o to chodzi ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tam w ogole nie lubie zespolow, ktorych fani zachowuja sie, jakby byli oswieceni przez bezreczne i bezoczne bostwo, ktore zstapilo z niebiesi i okrasilo ich laska zrozumienia tejze nieziemskiej "muzyki" i tekstow z dupy. a jeszcze laza tacy za ludzmi i im wmawiaja, ze to trzeba sie "poddac tej mocy i zrozumiec", a jak nie to najwyrazniej nie jest sie good enough, by obcowac z tym akurat absolutem.
    powiedzialabym jaki zespol mam glownie na mysli, ale nie wiem, czy mi sie nie dostanie, wiec tylko powiem, ze fani Comy prezentuja to samo i mnie momentalnie odrzuca od tego zespolu.
    i wiem, ze w sumie wiele zespolow ma takich fanow, ale na tamtych trafilam na zywo i mi trauma zostala.

    OdpowiedzUsuń
  4. Comiacze to najlepsi przyjaciele ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie nazwałbym swojego stosunku do muzyki Comy zauroczeniem. To raczej, hmm sympatia :]Ale jako, że jest to ogólnie odbierane jako passe, lepiej było uściślić :]Swoją drogą z tylu zespołów, które mają w zwyczaju stosować podobne zagrywki musiałeś Pix-u przywołać akurat Opeth. Masz duszę skandalisty;)I Neurosis i Isis to są bóstwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam panie Kosa
    Przeglądam od czasu do czasu to, co zdarzy Ci się popełnić na klawiaturze i dopiero dzis postanowiłem skomentować Twój wpis (nie przypadkie wybrałem akurat ten). Nie bój się nie mam zamiaru nikogo obrażać, ani besztać, bo nie o to chodzi w momencie, kiedy o muzyce się rozmawia. Wręcz przeciwnie chcę się w pewnych kwestiach z Tobą zgodzić. Nie wiem, czy pamiętasz, albo czy oglądałeś, ale kiedyś na stacji muzycznej VIVA, bodajże w niedzielne wieczory leciał program, który traktował o muzyce rockowej i metalowej. Tam też pierwszy raz usłyszałem zespół Coma. Od tego momentu śledziłem ich twórczość. Zachwytu, tudzież wielkiego łał nie było, jednak ich utwory miały coś takiego, że od czasu do czasu człowiek chciał tego słuchać. Fakt, że kwestie tekstowe, albo się kocha, albo nienawidzi (ja również twierdzę, że jest to straszna grafomania, zwłaszcza iż pan Roguc przyznaje się do korzystania z twórczości autorów znanych i mi osobiście jawi się jego twórczość pisana, jako zlepek różnych, niczym nie powiązanych, a zajebiście brzmiących fragmentów tekstów, które wręcz wypada wpisać komuś do pamiętnika, albo innego takiego tworu, jak złote myśli, dajmy na to ), ale muzyka, którą tworzą może się podobać, Jest energetyczna, momentami patetyczna, potrafią panowie zwolnić i przyspieszyć w odpowiednim momencie (generalnie chodzi mi o dwie pierwsze płyty, bo ostatnia średnio mi się podoba i generalnie nie słucham jej). Do tego przyczepić się nie można. Rzecz, która działa mi strasznie na nerwy, to sprawa, którą poruszyłeś w tekście. To, co wyprawiają na scenie i poza nią, woła o pomstę do nieba. Lekceważenie fanów, zdawkowe odpowiedzi w wywiadach, traktowanie każdego z góry, mówienie o ludziach, którzy nie rozumieją o czym pan Roguc śpiewa, idiotami...no takie rzeczy nawet gwiazdy światowego formatu sobie nie pozwalają. Czym więc kieruje sie pan Roguc? Tego chyba nawet najstarsi nie wiedzą i raczej nie dane im będzie się dowiedzieć. Wybacz za wypowiedź chaotyczną, nie trzymająca się kupy, ale to była kwestia "wyrzygania" spostrzeżeń moich oraz późnej godziny, czy zwykłe zmęczenie materiału. Pozdrawiam i do zobaczyska na jakichś koncertach

    sajmongr

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za kontrybucję i zapraszam do częstszego komentowania:]Mam chyba poważne problemy z określaniem targetu, bo zawsze najgorętsze dyskusje odbywają się pod notkami, po których bym się tego nie spodziewał :]

    OdpowiedzUsuń

KOSIŁAPKI © 2015. All Rights Reserved | Powered by-Blogger

Distributed By-Blogspot Templates | Designed by-Windroidclub