czwartek, 26 grudnia 2013

Twenty one

Anonimowy | 20:53

Na jednym z portali natknąłem się na listę 50 płyt, które by były znakomitymi prezentami na święta. Oczywiście był to swoisty sposób na podsumowanie tego co najlepsze w za moment kończącym się (za sprawą przepowiedni Majów) roku ( i świecie). Pomyślałem sobie "Wow, aż tyle tych godnych sprezentowania albumów było?" Jednocześnie momentalnie zacząłem przeczesywać pamięć w poszukiwaniu tego, co w zeszłym roku słuchałem.




Jakoś nie wydawało mi się, żeby aż takie ilości znamienitych płyt w mijającym roku wyszły. Tym bardziej, że nie jestem nigdy do końca pewien, z którego roku jaki album jest, o ile właśnie go nie dostałem. Dla mnie, jeśli chodzi o daty, to są to nie mniej, nie więcej jak tylko cyfry. Wiem, wiem "Matematyka królową nauk", to i jej się szacunek należy. Tyle, że mi nigdy po drodze z wszelkimi przejawami władzy i nadzoru nie było po drodze. 


Nie dawało mi to spokoju, więc używając dostępnych mi środków zmontowałem swoją listę albumów, z zeszłego roku, których bym się nie wstydził sprezentować. Choć przez chwilę kusiło, żeby zajść temat od drugiej strony i zastanowić się, co by tu wrogowi wcisnąć. Kolejność grubo przypadkowa (chociaż brana z last.fm)


1. If These Trees Could Talk - Red Forest




2. Sons Of Noel And Adrian - Knots



3. Lunatic Soul - Impressions





Mariusz Duda już dawno udowodnił, że świat dla niego nie kończy się na Riverside. Co więcej momentami, wsłuchując się w jego twórczość solową można odnieść wrażenie, że mógłby je sobie spokojnie darować. Wspaniały, magiczny i mistyczny album.


4. Satelite Beaver - The Last Bow




5. Exxasens - Eleven Miles






6. Neurosis - Honor Found In Decay 






7. Ufomammut - Oro: Opus Primum / Oro: Opus Alter


Trudno powiedzieć bardziej mistyczni czy szaleni Włosi z Ufomammut wydali w tym roku aż dwa albumy. A jeden lepszy od drugiego 

Opus Primum




Opus Alter




8. Kukiz - Siła i Honor



O tym albumie było głośno na długo zanim się pojawił. Coraz bardziej sfrustrowany i gubiący się w panującej rzeczywistości Paweł Kukiz zrobił szum wokół tego, że nie było chętnych do objęcia patronatu medialnego nad tą płytą. A szkoda, bo przez to, że narobił wokół tej płyty niepotrzebnego smrodu bardzo dobre, głównie będące róznymi odmianami rocka, i niewątpliwie będące " o czymś", zawarte na niej kompozycje przeszły nawet nie na drugi, a na o wiele dalszy plan. Założę się, że niejedna zrównująca z błotem ją recenzja napisana była przez urażonego "Pana dziennikarza", który miał za złe Kukizowi, że ten miał czelność skrytykować ignorancje mediów mainstreamowych. Inna sprawa, że muzyk dość niefortunnie dobrał sobie wymarzonych patronatów. Dobrze jednak, że chociaż w otaczających realiach porusza się często po omacku nie zapomniał jak się robi muzykę. 

9. Scott Kelly, Steve Von Till, Wino – Songs of Townes Van Zandt



To jeden z tych albumów, który sprawił, że w tym roku zwróciłem się trochę śmielej w stronę grania bez prądu. Zresztą, na Boga: Kelly, Von Till i Wino śpiewający i grający Van Zandta! O czym my tu w ogóle mówimy?!


10. Gojira - L'Enfant Sauvage 



Francuzi mają jednak jaja! Przepełnione melancholią, potężne, momentami odchylające się w stronę schizofrenii death/grove metalowe kompozycje momentalnie opanowują świadomość. Genialna praca gitar, szaleńczy wokal, gęsta perkusja - aż sobie znowu musiałem odpalić tę płytę, bo się sam nakręciłem. 

11.  Mono - For My Parents




12. Olivia Anna Livki - The Name Of The Girl Is 


Ciepły, ale nie mający oporów przed odrobiną wyskokowości głos, szaleńczo tańczący bas i nieszablonowość, nieszablonowość i jeszcze raz nieszablonowość. Co z tego, że ten angielski sztywny, że chyba ma małą wadę wymowy. Zakochałem się. Muzyka też niczego sobie :)

13. Maria Peszek - Jezus Maria Peszek

  
Maria Awaria mówiąc bardzo oględnie i delikatnie nie trafiła do mnie. Jezus Maria Peszek nie odstępowała mnie na krok przez ładnych parę dni. Świetna, nie tylko z nazwy alternatywna muzyka i jeszcze lepsze teksty. Tak, wiem, "mówią na mieście" że rozmawiając z mediami o swojej depresji Maryji chodziło bardziej o reklamę, niż szczerą rozmowę. Jak dla mnie, jeśli będzie dalej nagrywała takie albumy, to może sobie chodzić gdzie chce i gadać co jej się żywnie podoba. 

14. Kim Nowak - Wilk



Młodzi Waglewscy, to jednak szuje jakich mało. Są już przecież znanymi i cenionymi przez publiczność, a nawet krytyków i kretynów nimi się mieniącymi hip-hopowcami. I mogliby sobie siedzieć w swojej niszo-szufladce z buciorami na stole jak bosowie, popijając drogie alkohole i przegryzając je ptasim mleczkiem, to nie. Muszą się jeszcze z tymi buciorami pchać do rocka i bruździć. Mogliby nagrać jakieś pitu, pitu, podpiąć się pod renomę ojca i bywać na celebryckich salonach jak inni dwaj Bracia z rockowego ojca. Też nie. Oni tymi buciorami, wpadając niejako na moment do rocka, żeby sobie zaraz wrócić do hip-hopu, zostawiają w nim ślad, jakiego wielu tru,prawdziwych rockmenów nie zostawi nigdy. Ot tak, w wolnym czasie nagrywają jeden z najlepszych rockowych albumów, w starym stylu jakie się w tym roku ukazał. Bezwstydne padalce. 

15. Pezet - Radio Pezet






Parę osób zapewne widząc tę pozycję na liście łapie już za telefon, żeby słać smsy, czy nic mi nie jest, zupełnie jak to miało miejsce, kiedy zawiesiłem konto na Buniu :) A ja sobie pomyślałem tak: Waglewscy mogą sobie urządzać krosy, to ja nie mogę? W końcu skakało się do Liroya na potańcówkach w podstawówce, Kalibry i Paktofoniki się znało, na "Jesteś Bogiem" było, mam swoją przestrzeń jak Doniu, więc tak źle być nie powinno. Zapodam dissa, dźgnę hejtem i wrócę sobie do bycia metaluchem. A tu się okazuje, że Pezet też szuja. "Radio Pezet" to pierwsze i jedyne radio od dawna jakiego słuchałem, słucham i będę słuchał z przyjemnością. Tylko tego Bednarka z "Shot Yourself" bym jak wyrostek wyciął, bo tak samo jest potrzebny. 

16. Baroness - Yellow&Green



"Yellow&Green" hejtów nie szczędzono. Sprzedanie, ciągoty do "kochania inaczej", a nawet tak ciężkie zarzuty jak niechęć do oglądania kotów w internecie pojawiły się pod adresem Baroness. I jestem w stanie to zrozumieć. Też jest taki jeden zespół, któremu nie wybaczę kierunku, w który poszedł, bo jak o tym myślę to Upadam. Ale patrząc obiektywnie, przecedzając przez sito oczekiwań jakie wywołały poprzednie albumy, to nie ma się tu do czego przyczepić. SRLSY, kawał eleganckiej nuty!

17. Flapjack - Keep Your Heads Down



Lubię naleśniki, a już Naleśnik kojarzy mi się naprawdę dobrze. Niestety zespół popełnił największy grzech jaki można popełnić grając w Polsce i nagrał wyprzedzającą swoją epokę płytę - "Juicy Planet Earth" i odszedł na długie lata w nicość. Na szczęście wrócił i to w wielkim stylu. Biję się w cyce, bo akurat Flapjack był chyba jednym z ostatnich zespołów, po których spodziewałem się dobrego wydawnictwa. To co grali na koncertach niczego nie urywało, nie kaleczyło, ba nawet nie ocierało. Spodziewałem się, że jak już mi wpadnie w moje chciwe na muzykę łapska "Keep Your Heads Down" z kronikarskiego obowiązku przesłucham, pokiwam z rezygnacją dyńką i pójdę smażyć naleśniki. Tymczasem dyńka zaczęła się rytmicznie dygać, a muzyka kręciła mnie nie mniej niż napęd płytą, z której dobiegała. Na szczęście nie jest przesadnie innowacyjna, więc może na kolejną nie będzie trzeba za długo czekać.

18. Broken Betty - Orginal Features



Bardzo nieelegancko zachowało się Broken Betty. Nagrali świetną stoner'ową EP-kę z małym, mającym trochę ponad dwanaście minut arcydziełem "Terminus / Freedom Out Of Fire", po czym oświadczyli, że sobie robią przerwę, zabierają zabawki i idą do innego zespołu. Gdybym jeszcze był na Buniu, to bym Wam za coś takiego zabrał lajka. 

19. Graveyard -Lights Out



Wintydżowy hard rock, który wychodzi spod rąk muzyków Graveyard obudziłby i poruszył nawet nieżywego. Może nie jest to tak powalający album jak "Hisingen Blues", ale jak to mówią "Wyżej dupy nie podskoczysz" :)

21. Converge - All We Love, We Leave Behind


No powiedzcie, kim bym był, jakbym nie chciał komuś sprezentować albumu Converge? Jakimś Pezetem albo Waglewskim, czyż nie? Zwłaszcza takiego albumu Converge, gdzie sążnie ściele się dobra, mocna nuta. Istna broń masowego riffienia! 

I to by w sumie było na tyle. Przyznam szczerze, że zaczynając pisać nie wiedziałem do jakiej liczby dobiję. Czy o czymś zapomniałem? Pewnie tak. Łatwiej by było mi w sumie chyba jednak skrobnąć albumy, które mnie rozczarowały, albo nie zachwyciły, choć się na to nastawiłem. Ale cóż, kryzys jest, czasy są ciężkie, trzeba się cieszyć tym co jest. I tak jeszcze tylko dodam, że notka powstawała w nocy z piątku 14 na sobotę 15 grudnia, ale ukarze się prawdopodobnie dopiero w poniedziałek, bo musiałem zaczekać na linki do recenzji. To tak na wypadek, jakbym do tego czasu wrócił na Bunia :)

Tyle

Wpisujcie Miasta

p.s. Jak zapewne widzicie tekst ten powstał rok temu. Żadnej zamieszczonej pozycji bym nie usunął. Przyjemnie sobie czasem zrobić taką podróż w czasie, prawda? Już takie podsumowanko z tego roku, na przyszły smaruje : ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KOSIŁAPKI © 2015. All Rights Reserved | Powered by-Blogger

Distributed By-Blogspot Templates | Designed by-Windroidclub