czwartek, 30 lipca 2009

Dwa sznurki

Anonimowy | 10:08
Niedawno BYŁEM NA HUNTERFEŚCIE o czym to jeszcze tu gdzieś niedługo napiszę. W październiku z kolei ROZMAWIAŁEM Z ZESPOŁEM NONE. Miłej lektury

piątek, 17 lipca 2009

Węęęęęęęęęęgorzewo

Anonimowy | 18:07
Tak jak obiecałem podlinkowuję relację z Eko Union Of Rock w Węgorzewie
Miłej lektury

czwartek, 16 lipca 2009

Rzecz o cukierkach

Anonimowy | 00:43
W niedzielę, czyli w sumie stosunkowo niedawno wróciłem z mazur. Nie, nie jestem zbyt wielkim miłośnikiem kąpieli w zbiornikach wodnych pełnych odpadów, potu i innych płynów ustrojowych. Co to, to nie. Zawiało mnie aż na mazury, bo właśnie tam odbywał się Eko Union Of Rock Festiwal. Relację jaką z wielkim trudem popełniłem podlinkuję jak tylko się pojawi, tu chciałem napisać o czymś innym. Na konferencji prasowej jak i w różnych wypowiedziach powiązanych z Festiwalem i zapewne dokładnie wyselekcjonowanych przez jego organizatorów głównym atutem Union Of Rock mianowano panującą na festiwalu atmosferę. Mało kto, o ile w ogóle ktoś rozpływał się nad wspaniałymi koncertami, czy też budzącą podziw organizacją. Wszystkim podobała się atmosfera. Podobno z racji nie tak wielkiej ilości osób bardzo łatwo się z wszystkimi na festiwalu poznać i zintegrować. Fakt, tak pole namiotowe jak i podscenie nie porażało nieprzebranym morzem ludzi. A szkoda, bo gdyby ktoś chciał zwrócić uwagę nie tylko na atmosferę, a także na same koncerty, czy chociażby właśnie organizacje i właśnie to chciał obwieszczać wszem i wobec to więcej osób by miało okazję poznać uroki owej mitycznej już atmosfery. Mnie tam ona specjalnie nie porywa, ale jestem w chwili obecnej w stadium Wertersowskim, nazwanym tak przeze mnie od pewnej reklamy cukierków, w której pada fraza "teraz sam jestem dziadkiem". Tak się właśnie czułem przemykając między tabunami nie tyle mniej i bardziej co bardziej i za bardzo zaatakowanych wiatrem festiwalowiczów. Nie, nie patrzyłem na nich z pogardą, czy też wyższością. Raczej z zazdrością. Jeszcze kilka lat temu na moim pierwszym Hunterfeście byłem w wąskiej grupie. która bawiła się na prawie każdym koncercie. Byliśmy z moimi kumplami pierwszymi, którzy lądowali pod sceną i ostatnimi, którzy z pod niej się wyczołgiwali. Jeśli w trakcie koncertu pod sceną był kocioł składający się z powiedzmy 3 osób, to było nas tam co najmniej dwóch. Taaak. TO były piękne czasy. Teraz jeżdżę na festiwale głównie posłuchać muzyki. Zdrowie już nie pozwala bawić się jak dawniej, a i jakoś kawałek szmaty nad głową nie wystarcza za wystarczające schronienie, tak jak dawniej. Taki jeden zespół nawet napisał chyba zdaje się o tym piosenkę


Dobrze chociaż ze zęby mam jeszcze swoje to te przeklęte cukierki mogę sobie spokojnie wchłaniać

sobota, 4 lipca 2009

Soul ammunition

Anonimowy | 23:31
Muzyka to najdoskonalsza ze sztuk. Dźwiękiem można namalować i powiedzieć o wiele więcej niż jakimkolwiek obrazem, czy też jakimikolwiek słowami. Ba, są nawet takie utwory muzyczne, których nie tyle się słucha, co po prostu chłonie wszystkimi zmysłami, każdym szparem i otworem, którym może on do nas dotrzeć a w interakcji z nimi neurony muszą podołać dziesiątemu stopniowi zasilania. W trakcie ich trwania pojawiają się dźwięki, które jeżą włos na głowie i skórę na ciele. Nie, nie piszę w tej chwili o tworach, z DJ-jem w nazwie, które owszem chłonie się całym ciałem podobnie jak odgłosy towarzyszące pracującemu tartakowi, mimowolnie i z odrazą. Piszę o utworach, które działają jak środki odurzające, nie tyle odcinając, co łagodnie oddalając nas od rzeczywistości i zabierając w swój świat. Takim utworem jest na pewno dla mnie i nie tylko dla mnie "Transmission into your heart" zespołu Houk


Prawda? I jeszcze ten świetny, oddający klimat muzyki teledysk. Obraz ten to urywki z filmu pod tytułem "The Last border - viimeisellä rajalla", w poszukiwaniu którego przekartkowałem kilka stron w googlach, niestety bezskutecznie. Jeżeli ktoś przypadkiem natrafi na ten wpis i będzie miał jakiś dostęp do tego filmu to będę bardziej niż wdzięczny jeśli zostawi mi w KoMEnTkach ścieżkę do niego. A dlaczego mnie tak akurat dziś, akurat teraz naszło na taki wpis po tak długim okresie milczenia? Dostałem na gadu od kumpla (pozdro Cyniu) link do tego klipu z dopiskiem "Jak za starych dobrych czasów. Utwór łezka". I faktycznie aż się prosi o samotną łezkę spływającą po policzku w poszukiwaniu tych starych, dobrych czasów, w których ten teledysk to było dla nas "To zajebiste klimatyczne wideo z jakimś indiańcem". Niestety, jest tak piekielnie gorąco, że wszystkie płyny jakie mój organizm miał na dziś do rozdysponowania zostały już przeznaczone na pocenie.

KOSIŁAPKI © 2015. All Rights Reserved | Powered by-Blogger

Distributed By-Blogspot Templates | Designed by-Windroidclub