niedziela, 7 czerwca 2015

99 Problems.

Kosa | 02:11

Jay-Z, Coldplay, Madonna, U2, Kanye West, Beyonce. Brzmi jak skład kiepskiej składanki muzycznej? W sumie w pewnym sensie tak właśnie jest.

Jay-Z wszedł na poważnie w biznes muzyczny. To znaczy był w nim już oczywiście obecny od czasów, kiedy większość obecnych polskich gwiazd hip-hopu za wzór stawiała sobie Pana Yapę i jego rap. Jay obserwuje biznes muzyczny widać bardzo uważnie i zauważył gdzie przenoszą się jego klienci...przepraszam, chciałem napisać słuchacze. Wraz z wymienionymi przeze mnie muzykami i paroma jeszcze innymi nazwiskami, które spokojnie zapełniają stadiony, zaoferowali nam wszystkim coś nowego. A w zasadzie coś starego, w nowym opakowaniu.

Tidal, bo o nim będzie mowa, to nowy serwis streamingowy, który jest najnowszym biznesowym "dzieckiem" Jaya-Z. Jeśli jesteście nowi w internecie, albo wczoraj przesiedliście się na szerokopasmowy internet z Neostrady, w streamingu chodzi głównie o to, żeby słuchać muzyki bezpośrednio "ładując" ją z internetu, zamiast z zapisanych gdzieś na swoich nośnikach pamięci danych. Na chwilę obecną do najpopularniejszych zaliczają się Spotify, oraz Deezer, a do niedawna Wimp, który stał się ofiarą Tidal-a i został przez niego wchłonięty.

Jak zwykle przy okazji startu takiego przedsięwzięcia nie było końca przemowom o nowej jakości, przełomie, oraz większej kontroli nad swoimi dziełami, jaką taki model dystrybucji zapewni artystom. Jednym z wielkich atutów, którymi Tidal ma górować jest wysoka jakość dźwięku, która ma zadowolić nawet audiofilii. W zasadzie to oni mają stać się głównymi adresatami usługi..Oczywistą jest, że nie obyło się bez rzucania gromami w przemysł muzycznych, który zdziera pieniądze z biednych artystów.

Ale rzućcie okiem na wymienionych przeze mnie w pierwszym zdaniu tekstu wykonawców. Wskażcie mi wśród nich choć jednego muzyka, o którym można by powiedzieć "biedny". Tak, to jeden z zarzutów, którzy lobby stojące za usługą Tidal usłyszało. Zarzuca się im, że chcą się jeszcze bardziej wzbogacić kosztem "maluczkich". I faktycznie, oferta Tidal-a, jeśli chcę się szuka muzyków, którzy nie należą do powszechnie znanych, choćby w swoich niszach, w porównaniu z takim Spotify wypada blado, jak Madonna przy Beyonce. O Dezeerze się nie będę wypowiadał, bo za mało z nim miałem do czynienia. Wybaczcie, ale nie lubię, kiedy muzyka, której słucham brzmi jak midiki, bądź głośnik systemowy PCcie. A jak już przy tym jesteśmy przejdziemy, do głównego atutu jakim ma posiadać Tidal - jakości dźwięku.

Otóż dedykowanie tej usługi audiofilom, to kompletne pudło. Osoby, które mogą się w ten sposób tytułować mają cały rytuał związany ze słuchaniem muzyki. Sprzęt do odtwarzania muzyki za kilka kafli, w którym gra często niewiele tańsza, od odtwarzacza, wydana w 12 egzemplarzach winylowa płyta.Oczywiście żeby zapewnić wyjątkowość chwili konieczne jest odpowiednie siedzisko i nastrój. I teraz, czy wyobrażacie sobie, że audiofil rzuci to wszystko i rzuci się na nową usługę? Czyli Jay-Z zrobił błąd i Tidal nie znajdzie swoich nabywców? Nie do końca.

Jest bowiem grupa odbiorców, do których szumne, wygłaszane ustami rapera hasła PR-owców na pewno trafią. Kto taki? Snoby. Ich jest zdecydowanie więcej niż audiofilii, w związku z czym Tidal może za jakiś czas okazać się całkiem sporym sukcesem. Wizja poczucia się jak mistyczny audiofil, który rozsmakowuje się w każdym dźwięku jak w bukiecie dobrego wina, będzie na pewno smakowitym kąskiem dla aspirujących do tego zacnego grona degustatorów chłopaczka, czy dziewczynki, dla których szczytem dobrego smaku jest Kadarka.

Ok, mamy już target, mamy produkt, to czemu jeszcze wasz wyhypeowany kolega nie smęci wam nad uchem, dziwiąc się jak można nazwać puszczanie sobie muzyki z komórki słuchaniem muzyki? Powodów jest kilka.

Po pierwsze: na chwilę obecną pod względem technicznym szału nie ma. Na komputerze, przez który mamy przecież z Tidal-a korzystać jest to możliwe tylko z poziomu przeglądarki. Tak, dobrze przeczytaliście. Na chwilę obecną nie ma programu, w którym moglibyśmy słuchać muzyki, jesteśmy zmuszeni w razie chęci zmiany utworu odszukiwać odpowiednią zakładkę w przeglądarce. Kiedy jeszcze ktoś ma w zwyczaju pracować na kilku(nastu) zakładkach, przy otworzonych kilku programach może to szybko zniechęcić do usługi. Jest co prawda dostępna aplikacja na urządzenia mobilne, ale nie o nich tu piszemy.

Po drugie: sam interface jest toporny. Jak już uda nam się wygrzebać interesującego nas wykonawcę wraz z nim w pakiecie dostajemy bezładnie wymieszane innych, nazywających się podobnie muzyków i artystów. Kolejny duży minus, zwłaszcza, jak po ostatnich dźwiękach arcydzieła jakim jest Panopticon słyszysz klapiącą paszczą Isis Gee.

Po trzecie: przynajmniej w Polsce będzie o klienta trudno. Zbyt dużo chyba w większości potencjalnego targetu Tidal-a inżyniera Mamonia, który lubi to co zna. A ludzie najbardziej znają wspomniane przeze mnie Spotify. No chyba, że Jay-Z wejdzie w komitywę z producentem Jabłek, ale oni zdaje się pracują nad czymś w podobnym guście na własną rękę, z własnym logiem.

Póki co można chyba spać spokojnie, nie martwiąc się zachwytami nad jakością dźwięku i przełomowością ze strony domorosłych trendseterów. Nad Wisłą nie ma co raczej liczyć na falowe zachwyty nad Tidal-em. Nie dość, że mówiąc krótko usługa jest zwyczajnie słaba w obsłudze, to jeszcze nie za bardzo będzie kto miał z niej korzystać. Aha, jest też droższa od konkurencji. Plusów, poza obiecaną jakością dźwięku w zasadzie tu brak. Jarek Kret radziłby zapewne przygotować się na z dużej chmury, mały deszcz. Sorry Jay, ale zdaje się, że właśnie Ci doszło problemów.


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Może być. Dzięki temu pozbywasz się reklam i dostajesz parę funkcji extra

      Usuń

KOSIŁAPKI © 2015. All Rights Reserved | Powered by-Blogger

Distributed By-Blogspot Templates | Designed by-Windroidclub