środa, 19 marca 2014

Pomyłka Stwórcy.

Kosa | 00:42

"Kolejne zespoły na Orange Warsaw Festival 2014!" brzmiał nagłówek informacji prasowej, którą dzisiaj otrzymałem mailowo. Jako, że pierwszy dzień festiwalu od pewnego czasu dzięki moim przyjaciołom zaczął mnie interesować otworzyłem maila z ogromną ciekawością, a tam...Chemia!


Nie wiem czy ktoś z was zna zespół Chemia. Jeśli nie to...albo nie, po kolei.

Ja miałem z zespołem owym wątliwą przyjemność zapoznać się lat temu kilka na Seven Festiwalu w Węgorzewie i był to jeden z tych koncertów, które naprawdę mocno wryły mi się w pamięć. Oto bowiem chyba pierwszy raz miałem do czynienia z grupą, która autentycznie wypłoszyła, tak wypłoszyła, publiczność spod sceny. Prawdą jest, że w momencie, kiedy na nią wkroczyli nie było pod nią jakichś wielkich tłumów, ale jak tylko Chemia zaczęła swoje "show" liczba osób dramatycznie, ale za to dynamicznie zaczęła się kurczyć. Nieliczne pozostałe niedobitki, to zazwyczaj Ci, którzy - jak to na festiwalach - nie za bardzo byli w stanie samodzielnie się przemieszczać.

Choć występ nie był długi, dramat ten zdawał się ciągnać w nieskończoność. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy rok później Chemia ponownie stanęła na Węgorzewskiej scanie. Horror się powtórzył, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, co też ci muzycy zrobili poprzedniego lata. Ale trzeba im oddać, że wypadli lepiej niż rok wcześniej i oprócz tych, którzy nie byli w stanie sami odejść udało im się też nie odstraszyć osób będących w tak mocnym używkowym amoku, że nie za bardzo kojarzyli co się wokół nich dzieje kim są i gdzie są. Zawsze to jakiś progres.

O tym, że w tym roku, jeśli pojadę na Seven Festival, znowu będzie tam Chemia nie chce mi się nawet pisać, bo w międzyczasie miałem jeszcze ich okazję zobaczyć na Ursynaliach, gdzie sami byli zaskoczeni pozytywnym przyjęciem jakie ich spotkało. Uściślijmy jednak - Ursynalia miały publiczność w dużej mierze składajacą się z tego samego festiwalowego zaścianka co Woodstock, czyli pijanych gimbusów, którzy dobrze by się bawiły przy zawodzeniu histerycznego kota, którego genitalia utknęły w młóckarce. Oczywiście o ile wcześniej by im ktoś powiedział, że to cool, alternatywne i dostatecznie spoił rozcieńczonym piwem.

No i teraz ten OWF...Mając w pamięci poprzednie koncerty Chemii, oraz zespoły, które na Basenie Narodowym się pojawią pomyślałem sobie "Kurwa, może jednak się czepiam. Może jednak ze mną coś jest nie tak? Może na koncertach wypadają z dupy, ale na albumach ją kopią". Pokusa była tym większa, że jakiś czas temu starłem się słownie z wokalistą Chemii gdzieś w czeluściach Facebooka. Zarzekał się, że "tamta Chemia" to przeszłość, że teraz "to jest zupełnie inny zespół". Wiem, trudno by było, żeby powiedział inaczej, ale ciekawość,  pierwszym stopniem do piekła i...faktycznie się w nim znalazłem, kiedy się za słuchanie "The One Inside" zabrałem.

Muzyka na nim zawarta to typowa wycięta z foremki z napisem "mający być hiciarskim rock" mdła papka, na której podobieństwo tak wiele zespołów stara się ukształtować. Jeśli w czymś Chemia miała by być wyjątkowa, to w wyjątkowej przeciętności. Niby wszystko zagrane jest tak jak trzeba, ale jak tylko milkną dźwięki piosenek wraz z nimi przepada jakakolwiek pamięć o tym co przed momentem słyszeliśmy. Wyobraźcie sobie pozbawionych talentu i iskry rzemieślników pokroju Nickelback obdartych ze śladowego pierwiastka przebojowosci, jakie ma Nickelback, czy  Braci pozbawionych ich nieprzeciętnego warsztatu. Prawda, że na samą myśl jak coś takiego może brzmieć ostatni posiłek zaczyna wracać w górę przewodu pokarmowego? I teraz co się na polskiej scenie robi z taką bezkształtną i pozbawioną wyrazu breją? Oczywiście nachalnie promuje!

Ja nic do muzyków Chemii nie mam. Co więcej, to są bardzo sympatyczne typy, bo miałem okazję się z nimi przelotem parę razy zetnkąć. Niczym mi też nie zawinili, żebym miał interes jakikolwiek w jeżdżenu po nich, chociaż nie, jednak mam. Mam dość ordynarnego i pozbawionego wstydu wpychania wszędzie gunwa. Zabierania miejsca naprawdę utalentowanym muzykom, którzy na ekspozycję przed liczniejszą publicznością naprawdę zasłużyli. Ileż można? Nie wiem, czy to zasługa kontaktów, czy zmnieniających właściciela kopert, bo na pewno nie talentu muzyków, że Chemia w ogóle jeszcze gdzieś gra. Wiem, że nie powinna. I żeby nie wiem ile się nachodzili po wysoko postawionych znajomych i ile hajsu zainwestowali w wciskanie się na support, żeby ogrzać się w chwale prawdziwych rockowców, autentyczności i talentu nie kupią.

Zespół Chemia byłby natomiast naprawdę świetną kapelą...weselną. Na chwilę obecną ma on tyle wspólnego z wiarygodnym, rasowym zespołem rockowym, co Piast Gliwice z Bayernem Monachium. Grają niby w to samo, ale w zupełnie innych ligach.  W środowisku muzycznym widzę niestety ten sam palący problem co w środowisku naturalnym - za dużo chemii. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KOSIŁAPKI © 2015. All Rights Reserved | Powered by-Blogger

Distributed By-Blogspot Templates | Designed by-Windroidclub