Za wielką wodą środowisko metalowe jest poruszone i zszokowane. Dlaczego? Na początek może filmik.
Co Ty paczysz? Według zagranicznych, poważnych portali jest to amatorski zapis z koncertu Lamb Of God, który odbył się 24 maja 2010 roku w Pradze. Autentyczność zapisu poddawana jest jednak w wątpliwość. Widoczny na filmiku, zrzucony ze sceny młodzian w wyniku odniesionych podczas upadku obrażeń głowy zapadł w trzydziestodniową śpiączkę i zmarł. Za zdarzenie i śmierć chłopaka obwiniony został wokalista Lamb Of God - Randy Blythe, który kiedy piszę te słowa przebywa w czeskim więzieniu oczekując na rozprawę, w której będzie odpowiadał za zabójstwo.
Kiedy ginie człowiek, zawsze jest to tragedia. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jaki ból czuła rodzina tego chłopaka, zwłaszcza, że miał on dopiero 19 lat. Ale czuję ogromny niesmak kiedy żądni krwi bliscy rozpoczynają polowanie na czarownice. Zwłaszcza, jeśli są to znane i majętne czarownice. A sytuacją wręcz idealną jest, kiedy jeszcze są powiązane ze środowiskiem ciężkiej muzyki, gdzie jak nie od dziś wiadomo czci się Mrocznego Pana Zła, a przysmakiem są Bogu winne dachowce. Tu ugrać coś może już nie tylko rodzina.
Nie mam zamiaru roztrząsać tu tych wszystkich spraw, kiedy ludzie odbierali sobie życie, a z ustaleń zajmujących się ich śmiercią służb wynikało, że w momencie kiedy oddawali ducha słuchali utworu X grupy Y, co oczywiście prowadziło do natychmiastowych pozwów grupy Y obwiniających ją o zaistniałą tragedię. Winni nie byli bliscy, którzy mieli bezpośredni kontakt z osobą, która zdecydowała się na tak drastyczny krok, tylko odlegli, zupełnie jej obcy ludzie z zespołu, którego słuchała. Tu przypadek jest inny. Randy, jeśli faktycznie popchnął tego chłopaka jest w myśl litery prawa bez dwóch zdań winny. Ale nie zabójstwa.
Koncerty rockowe, a w szczególności metalowe rządzą się swoimi, niepisanymi prawami. Utrudnia, jak mi się zdaje (nie jestem ekspertem od prawa) powoływanie się na nie przed obliczem sądu, ale nie uwzględnić ich chyba raczej nie sposób. Moshpit, Ściana Śmierci, Pogo, Stage Diving, Crowd Surfing - to terminy, które powinny być doskonale znane każdemu, kto na koncert z mocniejszą muzyką się wybiera. Idąc na koncert musi się liczyć również z uczestnictwem, w niektórych jeśli nie wszystkich z nich, bo tak się na występach swoich idoli bawi ta subkultura. Każda z tych form zabawy wiąże się z mniejszą, lub większą dozą niebezpieczeństwa i obrażeń. A Lamb Of God daje koncerty, na których trzeba się przygotować na mocniejszą dawkę wrażeń, a jego członkowie mogliby uchodzić za stereotypowych metalowców dzięki swoim długim piórom, gęstym brodom i narzuconym na siebie zakazem uśmiechania się na scenie. Wiem, bo przekonałem się o tym na własne oczy. Sam Randy też do aniołków nie należy, co można było zobaczyć na oficjalnym DVD zespołu "Killadelphia", gdzie mogliśmy obserwować jak wdał się w bójkę z gitarzystą zespołu - Markiem Mortonem.
Ale w tym przypadku tymi złymi są Ci, którzy wsadzili go do więzienia. Czesi zdają się robić wszystko, żeby głowa Randyego spadła i żeby mogli ją wbić na pal jako ostrzeżenie. Oraz oczywiście żeby mogła posłużyć za trofeum dla bliskich ofiary zdarzenia. Jest to o tyle dla mnie dziwne, że zawsze miałem naszych południowych sąsiadów za bardzo otwartych i liberalnych. Wokalista Lamb of God to dla szukających kozła ofiarnego, który będzie przykładem cel idealny. Jest na tyle znany, żeby sprawa odcisnęła się echem na świecie, a na tyle nieznany i nie śmierdzący groszem, żeby nie zaszczuły ich światowe media i nie zniszczyli drodzy prawnicy.
Skąd u mnie ta teoria spiskowa? Zaznaczam, że opieram się na źródłach angielskojęzycznych, bo czeskiego nie znam. Pomijam linię obrony managera LoG, który twierdzi że bezpośrednio po zakończeniu koncertu nikt nie zgłosił co do niego zastrzeżeń, bo jak już pisałem tragiczne skutki zdarzenia był znane dopiero po miesiącu. Ale to, że zespół dowiedział się o całym zdarzeniu dopiero, kiedy czescy policjanci przyszli po Randyego na dzień przed ich tegorocznym koncertem jest co najmniej dziwne. Gdyby było inaczej nie sądzę, że w ogóle zdecydowaliby się na wizytę w Pradze. Dziwne jest też to, że już ustaloną na 200.000 dolarów kaucję, tuż przed jej wpłaceniem zwiększono o 100% do 400.000 dolarów, sumę która przekracza roczne dochody wokalisty. Każdy patrzący na to z boku, znający realia jakimi rządzą się koncerty metalowe i mający odrobinę rozumu musi widzieć, że coś tu jest nie tak. Jak już pisałem, jeśli faktycznie pchnął tego chłopaka to jest winny. Ale co najwyżej nieumyślnego spowodowania śmierci, które przy wzięciu pod uwagę wszystkich okoliczności łagodzących powinno skończyć się wyrokiem w zawieszeniu. I ta wina też jest naciągana, bo takie praktyki jak zepchnięcie przez członka zespołu fana, który na nią wszedł to chleb powszedni. Jest to część szeroko pojętej zabawy.Kiedy Daniel - bo tak miał na imię - wchodził na scenę, wiedział co robi, bo jak twierdzą jego znajomi, którzy towarzyszyli mu tego wieczoru, nie był pod wpływem żadnych środków odurzających. Wiedział, że jedyna prowadząca ze sceny na takim koncercie droga, to skok w publiczność.To nie było morderstwo.
Oczywiście taki wyrok nie da satysfakcji stronie czeskiej. Zwłaszcza, że żyjący poza jej granicami Blythe warunków zawieszenia raczej nie złamie, bo nie wyobrażam sobie żeby jego noga stanęła jeszcze kiedyś na czeskiej ziemi. Ale jest to jedyny sprawiedliwy wyrok, pomijając całkowite uniewinnienie, którego chyba w takich sytuacjach prawo nie przewiduje. Mimo wszystko Randy go pchnął.
Najbardziej jednak żal mi tego chłopaka. Zginął na koncercie zespołu, który lubił z rąk jego wokalisty, a teraz tysiące, jeśli nie setki tysięcy takich samych fanów LoG, jakim i on pewnie był miesza go z błotem, niszcząc pamięć o nim, tylko dlatego, że kilkoma osobami zawładnęła ślepa żądza zemsty.
Heh, kosa, chyba pierwszy raz w 100% z Toba sie zgadzam ;)
OdpowiedzUsuńŚwiat staje na głowie :]
OdpowiedzUsuń